Kristina & Morten | kameralny ślub na norweskiej wyspie
Skandynawski ślub blisko natury | Kristiansand, Norwegia
Kristinę i Mortena poznałam na ślubie ich przyjaciół w Polsce, a kiedy rok później zaprosili mnie na swój własny ślub w Norwegii, byłam wprost przeszczęśliwa! Nie tylko dlatego, że Skandynawia jest mi bardzo bliska i wiedziałam, że wyprawa do Kristiansand będzie piękną przygodą, ale przeczuwałam też, że będzie to po prostu wyjątkowy ślub. Do tej pory nie miałam jeszcze okazji być na żadnym skandynawskim weselu i bardzo ciekawiło mnie jak do tej uroczystości podchodzą mieszkańcy północnych krajów, ale po kilku rozmowach z Kristiną wiedziałam już, że ich ślub zorganizowany będzie w takiej atmosferze jak uwielbiam – blisko natury, swobodnie, bez stresu i napiętego grafiku dnia, po prostu miły dzień w gronie najbliższych osób. I to właściwie zupełnie nie dziwi, wszystko to wydaje się być bardzo zgodne ze skandynawskim podejściem do życia, a szczególnie norweskim spokojem i miłością do natury!
Rzeczywiście – kiedy w końcu przyszedł czerwiec i dotarłam do Kristiansand, przywitały mnie cudowne krajobrazy – mimo że południe Norwegii to może nie aż tak spektakularne krajobrazy jak inne regiony, ja zachwycałam się każdym widokiem i ogromnie cieszyłam się, że Kristina i Morten zdecydowali się na ceremonię w plenerze, a deszcz poczekał do wieczora! Do tego wszyscy, których poznałam tego dnia byli przemili i roztaczali dookoła siebie tak dobrą atmosferę – naprawdę fotografowanie takich uroczystości to dla mnie ogromna radość! Mam też ogromną nadzieję, że to nie ostatni ślub w Norwegii, który będę miała szansę uwiecznić. Kristina i Morten, dziękuję raz jeszcze!
Kameralny slow wedding w norweskim wydaniu
Wszystko bez pośpiechu! Oczywiście przygotowania jak zawsze upłynęły w radosnej krzątaninie, ślub też pełen był emocji, ale tuż po ceremonii zapanował już wspaniały luz! Goście mieli czas, żeby ze sobą porozmawiać, wypić pierwsze drinki, pospacerować nad wodą, my tymczasem uciekliśmy na małą sesję portretową. Dookoła morze, małe wysepki, urocze skandynawskie domki – idealne tło do zdjęć było dosłownie tuż obok! Kiedy wróciliśmy na salę wszyscy rozgościli się już powoli w środku, czekał na nas obiad (zamiast tradycyjnej kuchni – indyjski bufet, wow!), a niedługo po obiedzie nastąpiła najważniejsza część norweskiego wesela, i nie – nie były to tańce!
Główną atrakcją wieczoru okazały się przemowy – piękna tradycja, którą bardzo chciałabym częściej widywać na polskich ślubach. Wybrany przez parę mistrz ceremonii („toastmaster”, ale chyba brakuje nam tutaj lepszego tłumaczenia) zapowiadał po kolei wszystkie osoby, które zdecydowały się powiedzieć kilka słów, dodając też najpierw od siebie kilka historii, które doprowadziły gości do łez. Śmiech, wzruszenie, drżące głosy – uwielbiam fotografować przemowy, ale też zawsze widzę jak ważny to moment dla pary młodej i ich bliskich, musi być wspaniale usłyszeć tyle słów prosto z serca i powspominać najpiękniejsze (a czasem najśmieszniejsze) wspólne momenty! W przerwach pomiędzy przemowami pojawiły się też inne norweskie tradycje, jak chociażby całowanie pod stołem (gdy goście zaczynają tupać) lub stojąc na krzesłach (gdy goście uderzają w kieliszki), oraz niespodzianki dla pary młodej – jak wzruszająca piosenka wykonana przez przyjaciół pana młodego.
Ślubne DIY
Urzekające było też to, ile elementów tego dnia przygotowane było przez samą parę młodą, ich rodzinę i przyjaciół. Dekoracje sali, girlandy, drewniane elementy, kwiaty, miejsce ceremonii, wszystkie te piękne ozdoby Kristina i Morten wykonali z pomocą swoich bliskich. Szczególnie zachwyciły mnie też małe książeczki ułożone na stołach, w których znalazły się krótkie opisy wszystkich najważniejszych osób w życiu pary młodej. Wspaniałym akcentem był też słodki stół, składający się z ciast przygotowanych przez gości, i ślubny tort-niespodzianka, który przygotowała nastoletnia siostra panny młodej. Wieczorem goście mogli też spędzić czas przy barze (tym alkoholowym, ale też z popcornem!), pograć w beerponga, zrobić szalone zdjęcia instaxem – każdy znalazł tam swój ulubiony kąt. Po zmroku wszyscy przenieśli się na parkiet (szalone tańce boso na dywanie!), a mi aż żal było wychodzić z tak świetnej imprezy!
***
Jeśli chcielibyście zobaczyć jeszcze więcej zdjęć ze Skandynawii, zerknijcie też na sesję narzeczeńską Agi i Rafała z Kopenhagi lub spotkanie z Caroliną i Gustavem w Sztokholmie, albo też na moje zdjęcia z północnych podróży.